Zielona Mila
Skala grzechu i dobra gra dysonans jedno wzmacnia drugie jak rezonans
Wpatruje się w sufit z koja i nie mam pojęcia jaka jest moja rola
Mam silne barki i dobre serce przeraża mnie krzywda dookoła
Czuje wzrok na sobie Delacroix pożądanie i ogień w oczach
Ludzie tracą rozum przez władze i hajs wierzą w jedną prawdę -własną
Zalewają problemy jak Bitterbuck strzelają słowami Gun talk
Dorosły dzieciak Piotruś Pan nieporadny tak bardzo
Ale zasklepia rany bez aprobaty Jerzy Binczycki Znachor
Bóg mi świadkiem i zbawcą hoo świat jest wielką pułapką Oo
Kilka zachowań bez zachamowan wcisnęło mnie w pokój z kratką
Zapełnia ja łza i patos czysta prawda realizm caravaggio
Od deski do deski Burton nie jestem sztuczną sylwetką jak phantom
Wciąż wierze że warto choć we mnie wierzy niewielu to piękno
Znaczy zbyt wiele by z bólem w ciele wylać się na nie Paul Edgecombe
Noc nie wytapia się wspólnie ze świeczką kolejne dni stają się udręką
Gdy w zamian za wszystko co najcenniejsze dostajesz tylko wpierdol
Idę przed siebie swoją zieloną milą więc pójdę pod prąd
Obite ściany szydzę z ich granic Bili Warthon
Moje ja jest niewiadomą figle płata mi świadomość
Willi Matros toczę syf między butami nad głową
To ja to ja to ja John Coffey
To ja to ja to ja John Coffey
To ja to ja to ja John Coffey
To ja to ja to ja John Coffey
Stara iskierka rozjaśni ciemnotę Melinda znowu chwyci za głowę
Boje się szefie choć wiem że sklepienie na niebie jest moim prawdziwym domem
Zniosłem tak wiele upokorzeń przez małe różniczki leonhard Euler
Dean Stanton łyżka w herbacie przypomina jak blachę rzeczy są ostre
Ludzie są wredni jak Brutus Howell przyjmuje tą papkę na mordę
Morderstwa czynem morderstwa słowem detale są tak istotne bo
Wstrzymana akcja dechy kremacja jak całka swój przedział zakończył byt
A słowo jak sztylet tnie żyłę szycie blizna na psychice i każą Ci żyć
Spisuje wszystko jak Hammersmith zostawię po sobie coś więcej niż nic
Wypluwam syf przez szlugi i kit wciskany w moje okno na świat na dziś
Wiem co to strata jak Detterick często rozpaczam uśmiech przez łzy
Ile bym nie zrobił to wciąż za mało by moje serce odzyskało rytm
Idę pod ramie z gadami są małe i słabe plują jadem
Każdy człowiek dostaje tyle na ile zasłużył czcze gadanie
Stawiam czoła światu i z dumą przyjmuje jego wyzwanie bo
Dostajemy tyle na ile mamy odwagę
Idę przed siebie swoją zieloną milą więc pójdę pod prąd
Obite ściany szydzę z ich granic Bili Wharton
Moje ja jest niewiadomą figle płata mi świadomość
Willi Matros toczę syf między butami nad głową
To ja to ja to ja John Coffey
To ja to ja to ja John Coffey
To ja to ja to ja John Coffey
To ja to ja to ja John Coffey
Ściśnięte nadgarstki zwilżona głowa Spętane kostki drżenie kolan
Przygasają lampy padają przydawki zapięte pasy na udach i biodrach
Czarna bawełna spoczęła na skroniach flashbacki z życia wertuje w oczach
Ronię łze wajcha w dół czas zacząć od nowa