Przesiąknięci Bólem [BraKe Blend]
Składam z papieru kolejny samolot
wyrzucam go w górę,wiatr wieje mi w oczy
po chwili pikuje życie staje się zgrozą
ocean oddaje ciało ofiar katastrofy
To jest świat naszym marzeń, który legł w gruzach
Człowiek coraz więcej bólu, aż przestajesz czuć cokolwiek
Ciepłej wódki duży haust, idę przez to w ciemno
nie jestem sam, bliscy zmarli są już ze mną
oni dają mi siłę kiedy nie ma mnie już
tych kilka straconych dusz wzbijam w powietrze kurz
Żeby funkcjonować ty też musisz pić
bo potrafisz oddychać, ale nie potrafisz żyć
Stoisz w oknie, wspominasz, patrzysz na ten cmentarz, pamiętasz ?
nadzieja umierała Ci na rękach
klękasz z oka odrywa się łza, dłonie na kolanach nie wygładzą kantów dnia
Wokół cisza, wybierz jedną z dróg
Czy masz coś od życia ?
zwątpienie, wiara, Bóg
Sam na sam, sam, sam ze sobą
gdy nie masz już siły pluć wszystkim wrogom
chciałbym Ci pomóc serdecznie z serca
ale to tak jakby ślepiec chciałby prowadzić ślepca
Zbyt dużo bólu, karty na stół
zagubieni w tym samym świecie, czujemy ten sam ból
To co w naszych snach sprowadza na ziemie
przez cale życie czuję niezrozumienie
demony moje myśli, nawiedzają często
Kilka słów ma większą wartość
niż diamenty które są wieczne
Kilka ostatnich kroków z Tobą przejdę
trzymam Cię mocno za rękę
idąc przez tłum nieznajomych, nie możesz się mi zgubić, nie ma mowy
nie ma mowy, nie ma słów, nie ma nas, nie ma emocji
Czas muruje usta, oczy tracą blask bez tego, nie mam nic
bez tego nie ma mnie, jestem pusty w ryj, daj mi chociaż szept
a już wiem ze to Ty
Niekończący się ciąg syłab
jak tasiemiec wychodzi i uderza z bólem o przekrwione podniebienie
Często mi się nie chce, mówię że nawet nie mam chwili
a za chwilę rozmawiam już z kimś innym
To pieprzona depresja, ciągnie mnie pod wody tafle
nie słyszysz mnie, mój krzyk jest niemy, choć na Ciebie patrzę
te kilka słów może uratować dziś
mów do mnie i nie pozwól mi iść
te kilka słów może być droższe niż pieniądze
słodsze niż cukier i coś na co dzisiaj mam ochotę
może być lepsze niż jutro i pojutrze
chcę je tylko usłyszeć, a potem mogę umrzeć
te kilka słów, które możesz puścić pod skórę
czasem ważą tyle że nie mogę tego nie unieść
to musi być lepsze nić jutro i pojutrze
chcę je tylko usłyszeć, a potem mogę umrzeć
Rozmawiamy ze sobą coraz mniej siebie chciwi
jakby ktoś pomiędzy nami porozstawiał szyby
Na dnie własnego świata, dzieci, wiatr, ryby
bez głębszych wdechów żyjemy na niby
Wydrapałbym każde oczy wlepione we mnie tak tępo
że aż czuję jak oblepia mnie przeciętność
Inna miała być codzienność
nasza wielkość miała iskrzyć a wygasa
gdy tak teraz na nią patrzę, a ty milczysz
Czuję wilczy głód, szukam słów których nie znam
teraz poczujesz chłód, już nie potrafisz przestać
Choć zawsze widzę Cię, ja nie czuję Cię znów
czekam na mały cud, który mógłby to przerwać
Ci wszyscy obcy wokół, myślą ze mamy wszystko
niech wezmą spokój, zabiorą oczywistość
chcę usłyszeć głos, nie słyszę go choć jesteś blisko
powiedz do mnie, a potem mogę zniknąć