Umarłem By Żyć
Moglbym sie poddac i wyladowac na dnie
Diabel nigdy nie spi caly cos powieksza skale
On ma armie a ja tylko wiare w siebie
Umarlem byc zyc teraz jestem Peter
Jakis dziwny czas wszystko zmienia obrot
Piekne plany sie sypia i wez to kurwa wyprostuj
Marzenia biora w leb los mowi postoj
W chujowy sposob pare rzeczy dazy do spalenia mostu
Chce twojej kleski chca zdeptac ciezka prace
Rzucaja klody pod nogi i tworza nowy zakret
Ty biegniesz dalej lzy rozbijaja sie o ziemie
Obwiniasz boga nazywajac go przeklenstwem
Z nienawisci gotowy jestem na skrajnosc
Przystawilbym lufe do glowy i spustem szarpnal
Nie wiem co by bylo pozniej mialem dosyc zycia
Spalone projekty szkola zdrowie ciezar krzyza
Jak nigdy dotad poczulem sie bez wyjscia
Kiedys pelno optymizmu teraz dramatyczna wizja
Wszystko sie zmienilo oprocz jednej rzeczy
Ostatnie slowo do mnie nalezy
Moglbym sie poddac i wyladowac na dnie
Diabel nigdy nie spi caly cos powieksza skale
On ma armie a ja tylko wiare w siebie
Umarlem byc zyc teraz jestem Peter
Nie dawno zalamany bliski skonczenia z soba
Teraz wkurwiony wstaje walcze z ta pierdolona klatwa
Rzucona na mnie przez ciebie losie zajebany
Wychodze naprzeciwko twojej skurwialej armii
Nie mysl ze sie boje ze latwo sie zlamie
Bo poki serce jeszcze bije wynik moze ulec zmianie
Moze byc problem bo nie lubie sie poddawac
Chciales wojny to masz wojne ide naprzod jak taran
Jak tasak biala flaga dupe podcieram
Mam w pizdzie ze to przez ciebie i zaczynam od zera
Na poczatku tak samo mialem nic nowego
Chociaz teraz szlak trafil 3 lata pracy moj przelom
Chuj z tym odbuduje co zabrales
I pokaze ci jak obejmuje nad toba wladze
Trafiles na czlowieka z wielka determinacja
Nie mysl ze mnie powstrzymasz zeby byla jasnosc
Moglbym sie poddac i wyladowac na dnie
Diabel nigdy nie spi caly cos powieksza skale
On ma armie a ja tylko wiare w siebie
Umarlem byc zyc teraz jestem Peter
Moge splonac na stosie za moje grzechy
Bo wiem ze nie jestem doskonaly w swojej wersji
Ale powiedz mi kto kurwa jest tak naprawde
Jak sypie sie to wszystko boze dlaczego tak jest
Daze do marzen bez wysilku nie ma plonow
Nie chce cie zawiesc tak jak pare innych osob
Wierza we mnie daja wsparcie z ktorym ruszam
Przypuszczam atak na to co chce mnie z ziemia zrownac
Wiem ze pierwszy odruch jest najgorszy
Z chcecia pierdolnalbys tym wszystkim wielki przyplyw zlosci
Niechec do ludzi wiara pokrojona w kostki
Zmieszane uczucia jakby dla boga nieistotny
Niewidoczny zero pomocy z zewnatrz
To gdzie jej w takim razie szukac zanim umrze z nadzieja
Widzisz ja juz mam odpowiedz nie dam sie zniechecic
Umarlem by zyc upadlem by sie rozpedzic
Moglbym sie poddac i wyladowac na dnie
Diabel nigdy nie spi caly cos powieksza skale
On ma armie a ja tylko wiare w siebie
Umarlem byc zyc teraz jestem Peter