Limbo
Z nieokiełznanych szponów ciemnych prawd
Wyłaniam się przywracając Ci blask
Karmiłaś mnie resztkami zwiędłych ziół
A nad tym wszystkim piecze sprawował Twój ból
Zapomnieć chce i z wolna wpadam w trans
Mówiący mi że tęskniłaś cały ten czas
Za takim ciepłem co rozpala w oku łzę
I że tak bardzo brakowało Ci duszy swej
Twoja pustka mnie pochłania
I wszystko to co mam
Ukrywam skazy Twoich wiecznych kłamstw
I zatapiam się na dłużej w morzu przezroczystych warstw
Pieczętując bramy do światów tych
Co określasz mianem swej samotni i iluzji chwil
Odbuduje Ciebie całą
Przyznaj tylko że mnie znasz
Że chcesz zejść do samej głębi
I w źródłach zaznać ukojenia ran
Wszelka miłość Cię odradza
Dotykasz teraz dna