Jestem
Dla Ciebie byłem dla Ciebie jestem dla Ciebie będę Panie
Dla Ciebie byłem kimś chociaż byłem nikim
Utknąłem w tej nicości jak nic z niczym
Rozpaliłeś mnie jak znicz teraz jestem niczym
Piec hutniczy który nie zgaśnie nigdy
Podpaliłeś mnie roztopiłeś grzech
Rozpaliłeś piec ten serca
Ocaliłeś mnie oddaliłeś śmierć
Odnowiłeś sens więc śpiewam
A a
Ja byłem tym który nie widział kim jest
Tyle dni wybierałem śmierć
Spoczywałem w niej na cmentarzach serc
Byłem martwy nikt się nie martwił
Bo nie wystarczy postawić kwiaty zapalić lampki
Trzeba tłumaczyć upadłym co leżakują w grobach
Nawet gdy robaki obsiadły im każdy organ
Że ich kocha i woła w niebiosach by powstali jak Łazarz
A każda płyta działa jak grabarz łopatologia
Glob zamienił się w kostnicę włącz globalne ocieplenie
Panie zanim zapoznają się z rzeźnikiem
Pozamrażane serca które pragnie poćwiartować
Czy rozmrozi ich Boże temperatura pokojowa
A to wierzchołek lodowca epoka lodowcowa
Zbliża się do końca utoną w morzach
Byłem topielcem wisielcem bo zwisałeś mi Boże
Co ma wisieć nie utonie ale kiedyś spłonie
Podpaliłeś mnie roztopiłeś grzech
Rozpaliłeś piec ten serca
Ocaliłeś mnie oddaliłeś śmierć
Odnowiłeś sens więc śpiewam
Alleluja Daj Ducha nam
Jestem jak piec który rozgrzewa bezdomnych
Piec który płonie dla samotnych i opuszczonych
Dla zniewolonych tych prześladowanych w rodzinach
I na ulicach kościołach korytarzach szkół i firmach
Mam w rymach „och ach" bo to echo ich cierpienia
Ból jest rzeczownikiem mam narzędzia by odmieniać go
Nie wierzę w przypadki wierzę w opatrzność dary
I łaski opatrzę Twoje rany zanim się wykrwawisz
Jestem plastrem więc do rany przyłóż mnie
Ty nie jesteś Bogiem uświadom to sobie znów powtarzam się
Chcesz odmienić swoje życie
Namówiłeś mnie
Daj mi chwile dwie skoncentruję się skompletuję tekst
Internet pozbawił tożsamości Cię świat wykonuje skaryfikację sumienia
Pozbawiony miłości obdziera z godności
Stworzenia zamienia istnienia w smutne wspomnienia
Smutne spojrzenia człowieka zmierzającego do piekła
Zmierzają do piekła
Zmierzają do piekła
Patrzysz w lustro i widzisz mięso
Białka w oczodołach emitują niemoc
Kończyny wyrywają owłosienie ze szczytu Twojej konstrukcji
Dążysz do destrukcji bo nie odkryłeś swojej duszy
Podpaliłeś mnie roztopiłeś grzech
Rozpaliłeś piec ten serca
Ocaliłeś mnie oddaliłeś śmierć
Odnowiłeś sens więc śpiewam
Alleluja Daj Ducha nam
Dla Ciebie byłem i jestem i będę Twoim dzieckiem
Nawet jeśli zwątpiłem na chwilę w Twoje istnienie
I wierzę że ześlesz na ziemię swoje Zbawienie
I weźmiesz mnie w objęcia bo na imię Jezus każdy klęka
Ty poskładasz połamane serca każdego
Kto nie wstydził się Twego Świętego Imienia
Bo tyś wielki Sędzia źródło Miłosierdzia i przebaczenia
Ty chcesz dla nas Nieba człowiek sam siebie potępia
Dla Ciebie jestem perkusją i stawiam stopy klawiaturą
Co łączy białe i czarne w jednej melodii
Jestem ulicą co spłyca język by ludzi łowić
I poetą co płynie w głębie aby z dna ich wyłowić
Jestem bezdomnym i ozłoconym głodnym i nasyconym
Cichym i głośnym głupim i mądrym szybkim i wolnym
Jestem raperem i śpiewem i chórem i pójdę za Tobą
W górę i w dół By odnaleźli Ciebie bo ja dla Ciebie jestem
Oni nie wiedzą nie rozumieją
Oni nie wiedzą Panie
Oni nie wiedzą nie rozumieją
Oni nie wiedzą nie rozumieją Panie
Alleluja Daj Ducha nam
Alleluja Daj Ducha nam
Alleluja Daj Ducha nam
Alleluja Daj Ducha nam