Zimne ognie
Jak zimne ognie znów
Mamy chłód i piękno w sobie
Choć wypala nas trud
To jeszcze nie koniec
Jak zimne ognie znów
Mamy chłód i piękno w sobie
Choć wypala nas trud
To jeszcze nie koniec
Rodzina mi zarzuca obojętność
Dziewczyna że mi wszystko jedno
Mnie na pustym placu otacza niepewność
Bo jak mają rację powinienem naraz wszystko jebnąć
Jeżeli mój chłód ich mrozi a mnie uspokaja
Coś nie tak jest ze mną jestem na rozstajach jestem
Nie tyle co dróg a uczuć to przeraża
Widząc jak rysuję ciągły strach na ich twarzach ej
Jak mróz na oknie zabieram im widoczność
Myślałem że chronię perspektywa zmienia światopogląd
Rozumiem to odkąd wyszedłem na zewnątrz
Z wiarą że przyniosę im na ręce bezpieczeństwo
A błądzę po mieście pełnym uzależnień
W kieszeni zapalniczka i zniszczony notatnik
Z garstką osób próbując znaleźć szczęście
Które obiecaliśmy oddać na ręce matki
Jak zimne ognie znów
Mamy chłód i piękno w sobie
Choć wypala nas trud
To jeszcze nie koniec
Jak zimne ognie znów
Mamy chłód i piękno w sobie
Choć wypala nas trud
To jeszcze nie koniec
Tyle słów i emocji w nas kilku
Tyle działań bez kompromisu
Śmiechu że nie było z nich wyników żadnych Żadnych
Nigdy nie poznałem typów aż tak odważnych
Dziś to wszystko trzymam w dłoni patrzę jak płonie
Iskry lecą po palcach zmieniają trajektorie
Każda w inną stronę niosąc z sobą światło
Nagle moje dłonie z mroku ogarnia jasność
Odsłaniają każdą linię papilarną każdą
W nich historie za które umrzeć warto warto
Patrzę w płomień z dziecięcą fascynacją
Jakby nigdy nie miał zgasnąć nigdy nie miał zgasnąć
A jest tu tylko na moment a jego koniec to nowy początek
Ginie godnie z przeświadczeniem że symbolem jest
Krótkiego lecz pięknego życia sto lat
Zimne ognie naszego losu metafora
„Zimne ognie naszego losu metafora"
„Zimne ognie naszego losu metafora"
„Zimne ognie naszego losu metafora"
„Zimne ognie naszego losu metafora"
Jak zimne ognie znów
Mamy chłód i piękno w sobie
Choć wypala nas trud
To jeszcze nie koniec
Jak zimne ognie znów
Mamy chłód i piękno w sobie
Choć wypala nas trud
To jeszcze nie koniec
Odporność na zawiść duma że ją trafisz od tak
Nie widząc granic zasłania świat jak mgła
Pycha karze każde zdanie zaczynać od „ja"
Zapominasz nawet za co wypruwasz flaki co dnia
Chłodny wzrok miał chronić a to broń obosieczna
Nagle martwe ciało przyjaciela masz na rękach
Pusta gadka „jak ten czas zapieprza" to wymówka
To nie wiek nas poróżnił a raczej nasze oszustwa
Że nic nas nie tyka może i racja
Miłość uwiązana do drzewa jak pies za pomocą paska
Kalkulujesz każdy wdech po nim wydech
Kalkulując całe życie a to całe życie
„Zimne ognie naszego losu metafora"
„Zimne ognie naszego losu metafora"
„Zimne ognie naszego losu metafora"
„Zimne ognie naszego losu metafora"
A to jeszcze nie konie
A to jeszcze nie koniec
A to jeszcze nie koniec
A to jeszcze nie koniec