stratosfera
To nie kosmos, a nieboskłon jednak jakby ziemia
Zabiera na okrągło, więc to pewnie strato_sfera
Idę po szkło, ale dziś to nic nie zmienia
Może na teraz, chwilowy relax
A ten jakby dziwny stan oddam w kilku literach
Stoję tutaj sam, bo wyszedłem poza schemat
Ta scena to złe sny, tak na kilku levelach
Chciałbym już świt, ale zegar na dwóch zerach
Pora iść, ale gdzie mam się wybierać
Posiedzę z kimś, choć nie daje to wytchnienia
Z butelki gin, jednak nie spełnił życzenia
Ale będę pił, bo znalazłem w nim inne znaczenia
To dzieła moje i ja dzielę je na części
Piosenki jakubowe, sobie w nich mnożę wersy
Myślę czy dobre dni, a może czas przeszły
A kawałki treści to tylko przebłysk
I dość, teraz most, mijam coś, co ma wartość
Flow płynie, nastała noc, nie chcę zasnąć
Nie chcę tracić już momentów
Nie chcę tracić już momentów
Stoję na rufie, obserwuję ruch fal, przemija ten czas
Brakuje mi dnia, tyle się dzieje w tych momentach
Ucieka mi brak, gdy się nie skupiam na fragmentach
Dobrze łączę światy kolorowe jak tęcza
Robię zdjęcia, zmieniam perspektywę
Dzielę ją w procentach, potem mnożę przez chwilę
Myśli są w kopertach, a na chód mam kursywę
Potem poważna wersja i tak mi mija tydzień
To wpada jak the neighbourhood
Wiem skąd jestem, czasem wracam na wschód
Smutny mood, czasem tak się czuję tu
Ale bywają momenty to jak monday, bo blue
Szafa black, a nie white ale cóż
Skazani na życie, tak jak skazani na bluesa
Czuję się jakbym grał w filmie tu o nas
Ale nie u tarantino, to u wesa andersona
I dość, teraz most, mijam coś, co ma wartość
Flow płynie, nastała noc, nie chcę zasnąć
Nie chcę tracić już momentów
Nie chcę tracić już momentów
I dość, teraz most, mijam coś, co ma wartość
Flow płynie, nastała noc, nie chcę zasnąć
Nie chcę tracić już momentów
Nie chcę tracić już momentów