W cieniu mego drzewa
Wciąż ze swej polany wypatruje mnie
Dąb mój ukochany, alter ego me
Biały pośród białych zim, wiosną szumiał delikatnie
Aż do owej chwili, gdym odszedł w świat, jak drań ostatni
Dziś mam drzew tak wiele, botaniczny park
Lecz wciąż, przyjaciele, serce słucha skarg
Serce, duszę drąży w głąb jeden apel: wróć, kolego
Tam, gdzie skarży się twój dąb, głos sumienia twego
W cieniu mego drzewa, kumpla z młodych lat
Chciałbym usiąść znów, skryć się w cień drzewa mego
U stóp mego dębu, co w swój cień mnie skrył
Nie wiedziałem, nie, żem szczęśliwy był
Jestem żłób - to pewne, bo choć palę, lecz
Starą fajkę z drewna wyrzuciłem precz
Znała każdą moją myśl i wyrozumiała była
Choć zły tytoń pchałem w nią, nigdy się nie zakrztusiła
Dziś mam z porcelany fajek pysznych zbiór
Palę je na zmianę w każdą z roku pór
Lecz ten smak najlepszy znikł i po kawce nie raz rano
Chciałbym pyknąć znów pyk – pyk fajkę ukochaną
W cieniu mego drzewa, kumpla z młodych lat
Chciałbym usiąść znów, skryć się w cień drzewa mego
U stóp mego dębu, co w swój cień mnie skrył
Nie wiedziałem, nie, żem szczęśliwy był
Miałem ja mansardę i gdy dzień już gasł
Mknąłem łóżkiem twardym w niebo pełne gwiazd
Przez dziurawy sufit wprost, szlakiem Wielkiej Niedźwiedzicy
Przy mnie nowa dama wciąż pomagała gwiazdy liczyć
Nie mam już mansardy, studio mam tip-top
Nie znam drogi w gwiazdy przez dziurawy strop
Lecz gdy ktoś ten znajdzie ślad, ślę spojrzenie mu zawistne
Bowiem w gwiazdy ze sto lat nie patrzyłem z bliska
W cieniu mego drzewa, kumpla z młodych lat
Chciałbym usiąść znów, skryć się w cień drzewa mego
U stóp mego dębu, co w swój cień mnie skrył
Nie wiedziałem, nie, żem szczęśliwy był