Bezdom-nie
Mam swoje miejsca na ziemi
Od Warszawy po Sokołów
Tylko 100 km dzieli mnie od obu domów
Czasem wsiadam do samochodu
I chcę być tam gdzie
Melanż mnie poniósł i szczęście odnajdę
Dziś nic nie jest takie samo
Chcę uciec stąd
Choć ten eskapizm to głupie uczucie co
Jestem bezdomny ale lubię szczęście wagabundy
Kiedy Polska mnie wkurwi to wyjadę z tej trumny
Na razie pracuję by nie spóźnić się z hajsem
Cały hajs na kredyty a w domu mam bajzel
Znaczy w jakim domu
Na godzin 14
Ciągle korpo treningi i też rap czasem
Na weekendy wyjeżdżam opuszczając nie pokój
By się napić gdzieś z dala od pijanych bloków
I choć czasem kurwa ciężko
Mi wstać z łóżka
Czuję życie dopiero gdy ten dom opuszczam
Ja i moi ludzie
Tak samo jak ty i twoi ludzie
Pamiętam tygodnie spędzone w tej samej bluzie
Pamiętam nocleg na lotnisku
Bez opcji na powrót
Spałem tam bo bezpieczniej jest niż na dworcu
I nie leciałem nigdy czekam na odlot
Na razie miałem go raz jak wziąłem koks co
Nigdy tego nie powtórzę bo był przepad z niczym
I obudziłbym się kiedyś śpiąc na ulicy
My ludzie z prowincji znamy bardzo dobrze to
Wciąż w rozjazdach za szkołą czy forsą bo
Pewnie zawitam na Sokołów jak Te T do siebie
Jak będę ojcem bo chcę tam wychować ciebie
Na razie jestem tam obcy
Bo prawie dekada sprawiła że moim domem jest Warszawa
I cieszę się że to Polska a nie Anglia co
Ale przyjdzie czas by kurwa się zabrać stąd
Jestem bezdomny choć to nie rozdarta sosna
Nie po to się uczyłem by tu wiecznie zostać
Na razie biorę co los dał
Z szacunku do szansy
Ale nie wykluczona opcja na wieczne saksy
Daj mi zieloną kartę już mnie nic nie trzyma
Kiedyś miałem inny klimat
Dziś chuj w to wbijam
I to słaba rozkmina
Bycie samemu jest chujowe
Był czas że byłem swoim jedynym ziomem
Wszystkie przyjaźnie? Ja versus Świat
Ja bym sobie w ryj na ich miejscu dał
Dziś za to płacę bezdomnością i samotnością
Choć jarałem się świadomością bycia pod prąd
Ale z każdą z tych osób mamy wspólną świadomość
I wspomnienia z miejsca które co noc
Banie wychylono
Dziś chcę ogarnąć życie
Jutro pewnie obudzę się nigdzie