Blackout
Mieliśmy tazosy i żółte Siemensy byliśmy młodzi i piękni
Jedliśmy nic albo mało z domu wyganiała nas piłka i błękit
Koszulki Kluiverta Zidana i Figo Bomfunk Mc's na okrągło
Lata przed pasją co tętni ty Cola czy Pepsi
Ja chciałem mieć włosy jak Songo
Graliśmy w bale za blokiem pamiętam
Jak rzucałem jabłkami w okna
Śmialiśmy się jak ktoś był mniejszy a parę lat później już nie było ziomka to koszmar
W salonie gier na Wrocławskiej jak było dwa złote to grało się stale
A głównie to grali tam starsze chłopaki a my zajarani wpatrzeni w ekrany
Kupowało się Piłkę Nożną a dupy trzynastkę i Bravo
I biły Ci brawo jak umiałeś huśtawkę z jojo i wkręcałeś pierwszy farmazon
Ty daj mi się wpisać do jej złotych myśli bo mam ich tyle że nie śnisz
Z rana na basen a wieczorem „Kiepscy" ściepa po 50 groszy na Laysy
Do szkoły w halówkach i najlepiej dresy jak bułki w sklepiku to klasyk
No dobra Slazengery z Niemiec od kuzyna taty Giganty i kara na kompa
Karty Dragon Ball i grzywki do oczu i zgaszone światło jak spadałem z drzewa
Wygrany klasowy na szkolnym i tłumy IIC może się jebać
Ty wykup moje albumy te wszystkie które brakują do złota
Poskładaj z nich wieżę do nieba i podpal markerem napisałem „witamy w Gotham"
Ty masz dla mnie hajsik? Wariacie no póki co motam
Ale pucuję się pierwszy jak zawsze gdy wjedzie ten sort co ma kopa
Byliśmy młodzi i piękni a teraz co tacy dorośli
U wielu z nas nic się nie zmienia zmieniają się trunki i ziomki
Mieliśmy być młodzi i piękni a zdechniemy gdzieś w samotności
I trzymamy w rękach butelki i bletki i ciągle słyszymy „dorośnij"
Mieliśmy być młodzi i piękni przed nami iluzja wolności
To my zmarnowane talenty w mieście fałszywej miłości
Mieliśmy być młodzi i piękni a teraz co tacy dorośli
U wielu z nas nic się nie zmienia zmieniają się trunki i ziomki
Dziś nie zasypiasz bez setki jak możesz to wciskasz na maksa manetki
A my się bawimy i wcale nie śpimy i znów wyrywamy kelnerki studentki
I mamy to czego chcieliśmy problemy imprezki koneksje i gramy
Wypady najebki kurewki i wódka na litry baks na kilogramy
I czy będzie dobrze ja nie wiem bo nie chcę zapraszać na pogrzeb i beka
Te śmieszne pieniądze ta kurwa jej żądze i jebane zdanie kolegi frajera
A pamiętam jak pierwsze bójki tu były powodem do dumy
Odwiedzę sąsiada któremu mówiłem że jak będę duży to będę wydawał albumy
Choć teraz się martwię że znów mi nie pójdzie i będę znów szukał roboty
A robiłem już kurwa wszędzie od biura budowy hangary po knajpy i squaty
Jedyne co wiem na sto procent że tamta dziewczyna to same kłopoty
A ludzie jak boty a ludzie jak boty
Byliśmy młodzi i piękni a teraz co tacy dorośli
U wielu z nas nic się nie zmienia zmieniają się trunki i ziomki
Mieliśmy być młodzi i piękni a zdechniemy gdzieś w samotności
I trzymamy w rękach butelki i bletki i ciągle słyszymy „dorośnij"
Mieliśmy być młodzi i piękni przed nami iluzja wolności
To my zmarnowane talenty w mieście fałszywej miłości
Mieliśmy być młodzi i piękni a teraz co tacy dorośli
U wielu z nas nic się nie zmienia zmieniają się trunki i ziomki
Ty podaj to dalej jak Ricky Rubio a potem nalej i posyp byle tak grubo
Ja przemierzam miasto złotówą nieznane miasto z nieznaną dupą
Ty chyba znasz to jestem pojebany tak mówią
A powielany schemat kiedy tylko mogę jem dupą
Na jednych imprezach wóda się sypie na innych leje
Tych wrednych to nie dotykam wolę te szczere
Mam wiele więcej niż kawałków na koncie
A tych wałków cofały jak w boksie
Ty chcesz tu przywirować to poświeć
Muszę zobaczyć twoje źrenice spalone słońcem
Ich wykręcone od lewej viagry moje zielone jak Hala Madrid nakładka karny
Lipiec w moim domu był palny a na wakacje pojechałem z kolegami grać rapsy
Mam wyjebane synapsy te lapsy nic mi wróżą
Zaraz skoczymy po absynt spalimy tego za dużo
Jak tamtej nocy o jak tamtej nocy jak tamtej nocy jak tamtej nocy
Jak tamtej nocy nic się nie zmienia zmieniają się trunki i ziomki