O sobie
Pamiętam czasy kiedy byłem małolatem
Zanim skumałem że to pieniądz rządzi światem
Byłem dzieciakiem obciętym na krótko
I nie martwiłem się tym co przyniesie jutro
Cudowne lata kiedy żyliśmy w niewiedzy
Kiedy autorytetem byli starsi koledzy
Kiedy nie było jeszcze nawet domofonów
My darliśmy ryja pod oknami naszych domów
Pamiętam smak dzieciństwa czyli mleczko w zupę
Nikt nie wiedział wtedy co to jest komputer
Odległe czasy dobrze je pamiętam
Wtedy mandarynki jadło się tylko na święta
Wczesnym wieczorem na podwórku było gwarno
Dziadek zrzucał z okna świeże bułki z musztardą
Nikt nie myślał wtedy o narkotykach
Dziwne jak potrafił cieszyć zwykły kawałek trawnika
Nie goniłem za pieniądzem i nie stałem po bramach
Między blokami była nasza Maracana
Graliśmy w kapsle i wszystko było proste
Wycinaliśmy flagi i zalewaliśmy woskiem
Mieliśmy bójki kulki były na krzakach
Pół dnia potrafiliśmy spędzić koło trzepaka
Choć wokół było słychać z dala pobite gary
A w peweksie frajdą było wydawać dolary
Parę lat później świat nie był już beztroski
Swoje przeżyłem potem wyciągnąłem wnioski
Narobiłem parę bzdur chyba tak po prostu
Przez zwykłą głupotę spaliłem parę mostów
Zaliczyłem parę bójek i parę wtop
Niejednokrotnie cel mój wymykał się z rąk
Zdobyłem paru przyjaciół narobiłem wielu wrogów
Zaliczyłem parę dup dorabiając parę rogów
Parę nałogów miałem dziś to już przeszłość
Byłem młodym gniewnym na szczęście mi przeszło
Za to wszystko zasłużyłem na krzesło
Ale chuj z gównem liczy się teraźniejszość
I kto by się spodziewał że wyrośnie taki typ ze mnie
Żyję w tym mieście a miasto żyje we mnie
Zdobyte doświadczenie okazało się bezcenne
Jedno jest pewne dziś olewam brednie
Choć przez wojaże nie zdobyłem dyplomu
To co mnie boli gadam do mikrofonu
Wszędzie dobrze najlepiej w domu ponoć
Nie uroniło łzy tylko oko cyklonu
Dzisiaj już wiem komu tu mogę zaufać
Wiem co to szczęście i gdzie trzeba go szukać
W zgodzie ze sobą żyć tutaj to jest sztuka
Żeby odbić się od dna czasem trzeba nisko upaść