Chciałbym
Miałem w planach pierścionek i opcje za 20 pensji jej matki
Bałem się wybrać złą strone to dramat pokoleń stałem sie zbyt gorzki
Wybrakowani na skali miliona ich życie mi woła „nie nie wracajmy"
Od kiedy wena sie sypie na lustra gusła poszły do przodu jak panyy
I gusta tak głupie zamknięte wyciągam ręce po penge i przemierzam świat
Oglądam z jej wnętrza to wszystko co zmienia horyzont patrzenia od tak
Dotykam ścian rękami są zimne i transparentne jakby ze szkła
I jawnie kłamią mi o swojej formie ja wiem że zostały stworzone jak ja
Przypadkiem i dotkne powietrza dłonią popłyne tym statkiem
Ostatni żeglowiec ma znaki na płótnie nekrolog
I wkrótce jak wróce to zwiniemy martwych z tej tratwy
Jak oni dłonie do broni oni jak my my to nie my jak każdy
Wykolejeni jak dziwki ochrona górnicy raperzy i gwiazdy
Nie wierzysz to sprawdź ich noce na manie i cienie na ścianie to życie czy pastiż
Wena do walki słowami mnie martwiza rzadko chyba trafiam z kartki na klatki
Błędy w systemie są constans względem natchnienia ujmę to tak
Kończe zabawe gdy robi sie jasno a za plecami trwa wojna od lat
Chciałbym się nauczyć pieśni tej co śpiewa ją wiatr
Pragnę to zrozumieć wznieść się chcę jak rajski ptak
Daj mi jedną szanse przestań udawać posłuchaj mnie daniel
Twój wewnętrzny głos dusi sie w tobie nie ma cie daniel
Chciałeś tak dużo zostałeś w częściachgdzie jesteś daniel
Żyjesz wyobraźnią widzisz co chcesz nie słuchasz sie daniel
Gardze wszystkimi z was w szczególności sobąnim najbardziej
Dostajesz ile sam dasz moje zamiary to stado zmartwień
Łatwiej jest być w pokoju bez klamek niż trafić dźwięk Arii
Stojąc na scenie w obliczu białych rycerzy zawisza czarny
Pytają czy jestem członkiem zawsze chciałem być w klanie
Odpowiadam „a jak" przecież mam gdzieś kim zostane
Biały czarny i czarne na białym wykładam białe na czarne
Pod stopami mam ląd a myśle lecą same bez barier
Więc nie zatrzyma mnie nic coś więcej niż fejm życie i kasa
Wiatr zatyka mi uszy nim zamknę oczy jak felipe massa
Toczę wojnę w sobie chciałbym go zabić nienawidzę go
Lecz to titanic z jednym z nas popłynie w rejs powietrzny port
Chciałbym się nauczyć pieśni tej co śpiewa ją wiatr
Pragnę to zrozumieć wznieść się chcę jak rajski ptak
Tyle razy pytałaś kiedy nagram o tobie skoro nawinąłem wcześniej o tamtej i o tym
Tyle razy myslałem że ja tego nie zrobie nie miesza sie rzeczy jak rap i związki
Ukraść torebkę i łańcuszek zerwać tak robi zwykły dziesioniarz
Ja oceans eleven bo kradne ci 5 lat do tego na twoich oczach
Potem powiedzieć tobie „naracześć" od teraz sobie radzisz sama wiesz
Między nami chemia to spalanie ogień nie zapłonie w próżni
Mamy tu paliwo krzesiwo i tlen i główka zapałki o siarke już trze
Opadam na kanape i rozmyślam gdziepodpalasz jak jamyslami wróci
Znów jestem z tobą jest wieczór na krecie i cieplutkie morze omywa nam kostki
Idziemy za ręce wracamy brzegiemliczymy na niebie nocy samoloty
W drinku dopalił się ten zimny ogieńwyglądałaś tak pięknie
Dla siebie to skryłem że strasznie sie bojenie czułem sie z nikim bezpiecznie
W moim mieszkaniu pół łóżka jest twoje choć ze mną już dawno nie mieszkasz
Do niego nie ma już wstępu pod bogiem i żadnym pozorem tu żadna nastepna
Skończe z tą męka jak choćbypetroniuszeunice w quo vadis
I przerwe to brudną żyletkę znów siąde tam wtedy na plaży chciałbym