Straty
Ja nie chcę więcej stracić
Jak cichy szept znowu widzę cień
Odpływam tam gdzie nie ma więcej mnie
Na drugi brzeg płynę sam pod prąd to dla mnie lek
Dużo myśli w moim pustym pokoju
Robię dym ale brak tu nastroju
Klisze dawno wyblakły z kolorów
Wywołane tak jak duchy które niszczą mój świat
Chcemy sobie dziś nawzajem pomóc
Wiele dłoni ale mniej twarzy z boku
Kiedy patrzę się w odbicie widzę wrogów
Ale gdzie się podział stary Michał
Kurwa nie wiem sam
Kiedy piję to ze źródła kłopotów
Kiedy piszę to jest dla mnie antidotum
Czemu piszę to retoryka dla wzroku
Bo nie widzę tak jak Homer i wychylam łyk do dna
Miałem pozbyć się kompleksów nie ziomów
Ironicznie to zrobiłem na swój sposób
Trochę mniej mam kłopotów mniej myślę znowu
Chuj w to że tonę w morzu kłamstw
Kiedyś pozostanie popiół
Wszystko to co mamy wokół nagle zniknie jak każdy blant
Miałem marzyć by zostawić w tyle wrogów
Po co mam to robić kiedy wrogiem stałem się dla siebie sam
Proszę Boże podaj mi tej męki powód
Wszystkich tracę wokół ale nie chcę więcej dawać drugich szans
Wbrew pozorom jestem dumny z tych kroków
Dzisiaj więcej spokoju niż strat
Dzisiaj więcej spokoju niż strat
Ja nie chcę więcej stracić
Jak cichy szept znowu widzę cień
Odpływam tam gdzie nie ma więcej mnie
Na drugi brzeg płynę sam pod prąd to dla mnie lek
Tyle strat ile grzechów na boku
Tyle wad ile łez w moim oku
Płynie czas trzeba dotrzymać kroku
Zatrzymaj proszę na chwilę mój świat
Tyle planów na życie w tym roku
Tyle nerwów zamienionych w popiół
Czemu chcemy mieć więcej od Bogów
Jak czas ogranicza nam tylko nasz strach
Czemu wciąż się boimy
Śmiejesz się im w oczy kiedy tnę o Twoje żyły
Bez adrenaliny masz chłodne rozkminy
Bez krwi nie ma siły bez błędu nie znajdziesz przyczyny
Więcej odwagi mniej winy
Żyj swoją chwilą i nie sprawdzaj godziny
I nie sprawdzaj DM'ów i nie sprawdzaj dziewczyny
Spraw żeby kroki prowadziły Ciebie tylko na wyżyny (na wyżyny)
Ja oglądam Ciebie znowu
Ty przeglądasz mnie jedynie z ekranu telefonu
Robię błąd bez powodu
Nie odbierasz klikam „ponów"
Nie odbierasz znowu
Próbowałem do oporu
Nagrywałem się na poczcie jakbym pisał listy z grobu
A pisałem prosto z domu
Prosto z serca wylewałem swoje żale
Bo nie chciałem w nich utonąć ja nie chciałem w nich utonąć
Albo chciałem w nich utonąć ale wołałem o pomoc
Dzisiaj nie mówię o Tobie już nikomu
Dzięki temu mam przy sobie tyle chłodu
Ale o czym opowiadać kiedy czas niszczy moją pamięć
Coś gaśnie w Twoim oku
W moim sercu zawsze było dużo lodu
Przez to we mnie moja piąta pora roku trwa
Nie wiem od ilu tygodni szukam domu
Pewnie to już kilka dobrych chorych lat
I chyba nie zapiszę tego tomu
I w samotności pożegnam ten świat
Spalony lub odbity jak z betonu
Kiedy spojrzę tylko w dół ostatni raz
Nigdy nie policzyłem wszystkich schodów
A całe życie na półpiętrze mgła
I pomachacie mi ze swoich tronów
A nie zobaczę już nikogo z was
Widzę jej oczy podczas tego lotu
W sekundę nie zostawisz mnie a ja
Wolny od depresji i nałogów
Chociaż bym wolał byś mnie uwięziła w snach
I nie zapomnę Ciebie powiem Bogu
A plastikowe złoto świeci raz
A kiedy znowu wołam o pomoc
Ona przemywała każdą z moich ran
Nigdy nie oszukała a ja znowu
Zawiodłem wszystkich a najbardziej siebie sam
Jak chcę to opowiedzieć nie mam komu
A jak zamykam oczy czuję strach
Mam przed oczami numer telefonu
I kogoś kogo bardzo bardzo brak mi
Już Ciebie ej znowu tak brak mi idę do Ciebie
I tylko tak brak mi idę do Ciebie
I tylko tak brak mi
Ja nie chcę więcej stracić
Jak cichy szept znowu widzę cień
Odpływam tam gdzie nie ma więcej mnie
Na drugi brzeg płynę sam pod prąd to dla mnie lek
Ja nie chcę więcej stracić
Jak cichy szept znowu widzę cień
Odpływam tam gdzie nie ma więcej mnie
Na drugi brzeg płynę sam pod prąd to dla mnie lek