Odjeżdżałem z nią
Padał deszcz tej nocy
Niebo pełne łez
Nie pamiętam dzisiaj
Może to był sen
Zamykałem oczy
Gubić chciałem czas
W bramie pusty śmiech
Tak się chciałem bać
Kiedy szła ulicą
Mokra tak jak ja
Czułem oddech nocy
Zimny jak ze szkła
Miałem ciepłe ręce
I spokojny czas
Moje wolne serce
Zabierało nas
Odjeżdżałem z nią na tamtą stronę
Uciekałem z nią tramwajem w las
Nasze oczy jakby przez zasłonę
Oglądały świat
Delikatne ręce
I czerwony płaszcz
Trochę smutny uśmiech
W kapeluszu z gwiazd
Kradłem ją garściami
Upijałem się
Aż wieczorną rosą
Odchodziła gdzieś
Od tej pory zawsze
Gdy przychodził zmrok
Na ulicy stałem
Minął może rok
Bym nadziei siłą
Czekać jeszcze mógł
Do tramwaju wsiadać
Nie zabroni Bóg
Odjeżdżałem z nią na tamtą stronę
Uciekałem z nią tramwajem w las
Nasze oczy jakby przez zasłonę
Oglądały świat
Odjeżdżałem z nią
Odjeżdżałem z nią
Odjeżdżałem z nią