Ciemna Strona Księżyca
Ciemna strona księżyca
Zostały już tylko godziny dwie
Żeby zgęstniał zmierzch i w tym głębokim śnie
Ujrzała sylwetki i białe twarze
A na nich zgniły blask bagiennych świateł
Oczy wypełnione zielonym blaskiem
Jej sen był pełen szalonych widziadeł
Diabły z mokradeł z tropiącymi psami
I latarkami oraz megafonami
Wolałaby wierzyć że traci rozum
Ktoś leżał na ziemi spalonej na popiół
Cofnęła się na tych nogach jak z waty
I stała sztywno jak manekin z wystawy
Panował tu upał i głucha cisza
Prócz dziwnych myśli obcego przybysza
Odkryła źródło potężnej energii
I stała się jego więźniem na wieki
To zaczęło się od bardzo złych snów
Gdy było słychać tu irytujący szum
Z oczami pełnymi zielonego ognia
W mózgu majaczyła jej nagroda nobla
Głowę rozsadzał ten chrobot pająków
Chór głosów prażących się w ostrym słońcu
Od bólu pulsującego w jej głowie
Przyśniły się także jasne sztuczne ognie
Miasto zostało unicestwione
Ulice przeważnie są w nim wyludnione
Zaś fajerwerki okropnie zielone
Błysnęło raz światło i już było po niej
W ciągu ostatniej sekundy istnienia
Przeniosła się do mrocznej strefy cienia
Gdzie śniła o zakopanych bateriach
Doznała tu rozpadu we własnych cząsteczkach