Pandemonium Cierpienia
Pandemonium cierpienia
Z obcej planety geniusz mechaniki
Który to amputował kończyny
Wyciągnął swoje trójpalczaste dłonie
Po urwaną głowę leżącą w rowie
Jej czarne oczy wypełnione błotem
W ciemnościach lśniły niczym ślepia kocie
Za oknem śnieg rozszalał się na dobre
Od tego wszyscy popadli w zły obłęd
Koleś mamrocze za kołem pickupa
Na którym w breję zamienia się szarak
Stając się ciałem zgrzybiałego starca
Jego część ciała zamienia się w szkarłat
Nagle oliwkowy pickup wpadł w poślizg
Dziurawiąc tym gałkę oczną kierowcy
Próbując znaleźć trochę przyjemności
Humanoid skończył w krainie wieczności
Tornado z oczami to jest pan szary
Poddaje badaniom i wszczepia implanty
Mеchanik bez twarzy ma tu swój azyl
Ujrzał w wyobraźni czerwone macki
Upadł na glеbę miotany konwulsjami
Pył który wchłonął powinien go zabić
Dlatego żołnierze włożyli maski
Bo kosmici sieją zniszczenie z miotaczy
Żałując że nie może cofnąć czasu
Typ po wypadku ocknął się w szpitalu
Paru szaraków widział w głębi lasu
W jasnej plamie słonecznego blasku
Gadali se przez krótkofalówki
Kiedy badali te kosmiczne próbki
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki
Muszki zainfekowały mózgi
Pacjent szpitala zarażony pleśnią
Wyjrzał na zewnątrz w noc ciemnoniebieską
Gdzieś na dnie zamarzniętego strumienia
Z radia grało pandemonium cierpienia
Półgłówek uderzył biodrami w wózek
Myśląc sobie lepiej teraz niż później
Nad głową blask niezliczonych świetlówek
To jak struga kwasu wylana na skórę